30.04.2015

Nie zazdroszczę, podziwiam!

Od prawie dwóch tygodni jestem słomianą wdową, dlatego też mało mam czasu na napisanie czegoś mądrego. A no właśnie, Q wyjechał do pracy, a ja zostałam z naszymi Kluchami sama. Ale dziś nie o Kluchach.

O związkach na odległość.


Nie powiem, że znam z doświadczenia, bo w sumie nie znam. Mieliśmy dwa takie momenty, że żyliśmy trochę "na odległość". Najpierw Q pracował w Irlandii jakiś rok, potem ja wyjechałam na Erasmusa na 5 miesięcy. Było smutno, był płacz, były nerwy, były tęsknoty. Ale były też listy, najwspanialsze listy na świecie, takie prawdziwe, papierowe, nie żadne tam maile. Z resztą nadal je trzymamy i nadal ryczę jak bóbr kiedy je czytam. To pewnie żadne porównanie do prawdziwych związków na odległość, dlatego tym bardziej podziwiam. Bo wiem, jak było nam wtedy ciężko.

Teraz też łatwo nie jest, choć jest łatwiej, bo nie jestem sama. Cały dzień jest co robić przy dwóch małych Kluseczkach. Zawsze ktoś wpadnie, ktoś zadzwoni, ktoś pójdzie ze mną na spacer, ktoś spyta czy nic nie potrzebuję, wszyscy oferują pomoc. Doceniam, ale to nie to samo, co gdyby Q tu był.  I co z tego, że codziennie rozmawiamy przez telefon, to mało. Tyle jest rzeczy o których chciałabym porozmawiać, o których chciałabym opowiedzieć, a potem zapominam... Pocieszam się tylko jednym, dniem powrotu. Wiem, że będzie cudownie, bo warto się czasem za sobą stęsknić. Może takie małe rozłąki cementują związek. Może trzeba się czasem stęsknić za sobą, wtedy docenia się każdą minutę razem. Może trzeba chwile pobyć z dala od siebie, żeby potem chcieć być już tylko blisko...


Naprawdę podziwiam pary, które żyją z dala od siebie, albo takie w których jedno czy drugie wyjeżdża regularnie, za granicę, na poligon, w delegacje, no konferencje czy płynie w rejs. Podziwiam tych, którzy zostają w pustym domu, z wielkim łóżkiem na którym śpią sami, z lodówką zapełnioną tylko połowicznie. Zostają tu niby sami, ale mają wokół przyjaciół, znajomych, rodzinę, a ci co wyjeżdżają? Ich podziwiam chyba nawet bardziej, bo jadą gdzieś w pizdu, mieszkają w nieswoim domu, śpią w nieswoim łóżku, jedzą z nieswoich talerzy. I nie chodzi tu o emigrację za chlebem, czasem po prostu jest "taka robota", że trzeba wyjeżdżać. Nie zazdroszczę tym co wyjeżdżają, ani tym co zostają. Nie zazdroszczę, tym w związkach na odległość. Nie zazdroszczę, podziwiam, bo trzeba mieć zaufanie, wytrwałość, siłę i determinację, żeby dać radę. Podziwiam!

1 komentarz:

  1. A czy tak konkretnie kogoś podziwiasz za tę odległość i jak to okazujesz, i czy masz na uwadze tylko związki typu "zakochani", "małżeństwo" czy również inne więzi?

    OdpowiedzUsuń