25.10.2016

Domowy terror

Kiedy jest czas na nowego posta? Wtedy kiedy siedzisz z chorymi dziećmi w domu....mamy aptekę pełną syropów, inhalacje, antybiotyk, termometr, deszcz za oknem i zimną kawę w kubku. W tej scenerii powstaje nowy wpis...


Domowy terroryzm zarzucony nam został już nie raz. Ale wy je tresujcie, niezły reżim, co to za terror, nie mówiąc też o moim ulubionym "matka hitlerowiec". I nie po to ten wpis, żeby się tłumaczyć. Raczej, żeby wytłumaczyć jak ja widzę. 




W ramach wyjaśnienia ten rzekomy terror o którym piszę to fakt, że dziewczynki wynoszą po sobie brudne pieluchy do kosza (tak, nadal noszą pieluchy), wynoszą po sobie talerze i kubki do zlewu (plastikowe, żeby nie było żem nieodpowiedzialna i daje im szkło do noszenia), jedzą zawsze na siedząco, jak zaczynają biegać to kończy się jedzenie i zabraniamy im robić rzeczy najzwyczajniej w świecie zabronionych dzieciom. 

Ja nazwałabym to wychowaniem, ale widać według niektórych jest to po prostu jawny rzekomy terror. Bo przecież wychowanie nie zaczyna się od 3 czy 5 roku życia dziecka, tylko od razu. Od momentu kiedy dziecko pojawi się na świecie, sposób w jaki traktują je rodzice nazywa się wychowaniem. Oczywiście każdy robi to po swojemu, niektórzy pozwalają dzieciom walić zabawkami w ich 60 calowy telewizor czy szklaną gablotę mówiąc "oj niech się pobawi, to przecież dziecko", inni powiedzą "nie możesz tego robić, to niegrzeczne, możesz to zniszczyć". 


Przecież chyba łatwiej od małego nauczyć dziecko, że nie wszystko mu wolno. Pokazać, że są zasady, których nie powinno się łamać, są rzeczy, których nie wolno niszczyć i zachowania, za które są kary. Nie nagradzać za absolutnie wszystko, bo za normalne zachowanie nie ma nagród. Pokazać, że czasem się wygrywa, a czasem wygra ktoś inny. Pozwolić mu płakać kiedy jest smutne lub coś je boli, zamiast straszyć "jak będziesz się tak mazać to dzieci będą się z Ciebie śmiały". Pozwolić wyładować złe emocje, jeśli się zdenerwuje. Nauczyć dzielić się z innymi, ale wytłumaczyć, że czasem ktoś nie chce się dzielić i trzeba to zaakceptować. Pokazać, że czasem trzeba poczekać, czasem ustąpić, a czasem walczyć o swoje jak lew. Pozwolić wygłupiać się, próbować, dotykać, sprawdzać, testować, ale nie pozwolić bić, niszczyć czy krzywdzić bez powodu. Rozmawiać. Tłumaczyć. Doświadczać. Bo potem okazuje się, że "dzisiaj te dzieci to takie niewychowane...."



Opinia jest jak zwykle moja, subiektywna, osobista, ale cieszę się gdy widzę, że to działa.

Serce roście.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz