Miało nie być wpisu w Walentynki. Ani w tłusty czwartek, ani w piątek trzynastego, bo takie to oklepane. W czwartek o pączkach, w piątek o czarnym kocie a w Walentynki o miłości. Strasznie słodko do obrzygania!
Ale będą wspominki Walentynek. Tak na prawdę niewiele ich pamiętam. Jedne z niewielu, jakieś 7, może 8 lat temu. Q chyba przekłuł sobie wtedy brew, potem poszliśmy do kina na "PS Kocham Cię", upłakałam się jak głupia. Potem oglądałam ten film jeszcze ze dwa razy i też ryczałam, ale fajny, jak ktoś lubi babskie filmy o miłości. Po kinie Q kupił czerwoną różę od niemowy chyba za 20 zł jeśli dobrze pamiętam. Strasznie przepłacił, bo nie była jakaś wybitna, ale była dla mnie :) Potem ściągnęłam soundtrack do filmu i męczyliśmy go długo, z resztą nadal go lubię.
Właśnie uświadomiłam sobie, że to chyba jedyne Walentynki, które pamiętam, choć nie było ich mało. Ale wstyd. Nie przypomnę sobie chyba już innych....
Dzisiejsze są zupełnie inne, bo pierwsze spędzane w czwórkę. My byliśmy na obiedzie w knajpie już w środę, Kluchy został u babci B, nie było kolejek, zakochanych tłumów i tony serduszek. Tylko ja i Q rozmawiający o dzieciach :)
Dużo miłości od całej naszej czwórki! Obyście byli tak szczęśliwi każdego dnia w miesiącu, w roku i w całym życiu!