1.02.2015

Nasza wypasiona fura

Nareszcie nadszedł dzień naszego pierwszego spaceru! Ciągle było coś, że za zimno, że za małe, że wcześniaki, że najpierw werandować, że mają mieć po 3 kg. Dziś wszystkie "ŻE" wykluczyliśmy i poszliśmy sru prosto na dwór na pół godziny! Byłam zachwycona i dumna, a co, że mam bliźniaki, fajną furę i super męża. 


Pogoda iście spacerowa stąd cały park spacerowiczów. Chodzą mamy z wózkami, rodzice z dziećmi, dziadek z babcią, dziewczyna z młodszą siostrą, pani z pieskiem, kobieta z kijkami i my, dumni jak cholera z naszym bliźniaczym wozem. Obstawiałam nawet, że ktoś coś powie, ktoś o coś zapyta, że bliźniaki i czy parka, ale przeliczyłam się. Mijając nas wszyscy tylko zerkali ciekawsko i próbowali coś dojrzeć w tym naszym wózkowym barłogu. I tylko mały chłopiec, który biegał wokół rodziców stanął zaniepokojony przed naszym wózkiem tarasując nam drogę i zapytał "A dlaczego dwa?". I tak mi się przypomniała bajka Andersena "Nowe szaty króla", gdzie tylko dziecko odważyło się powiedzieć to co naprawdę myśli.

Tu nadchodzi czas na refleksję, czy ludzie spotkani przypadkowo w parku czy w tramwaju uśmiechają się do was, zagadują? Czy po prostu się mijamy, zerkamy spod kaptura, może boimy się bo nigdy nie wiadomo, kim jest ta druga osoba? W trakcie ciąży zauważyłam wieź między ciężarnymi, uśmiechałyśmy się do siebie porozumiewawczo, a teraz? Czy na kolejnym spacerze matki z dziećmi będą się do nas uśmiechać?



Pewnie jeszcze nie raz wkurzą mnie starsze panie siedzące na ławce pytające "a co tam w wózeczku", ale dziś o dziwo "nie zrobiliśmy furory na ośce" (jak spytała Kasiarzyna).

Wyszło jakoś chaotycznie, ale to chyba kwestia ekscytacji tym spacerem :)