Ukulałam (w sensie, że stworzyłam kulę) sobie już w głowie tego posta, ale jakoś nie wiem jak zacząć. Może od tego, że czekamy na zęby... i doczekać się nie możemy. Są wieczorne marudki, są rozpulchnione dziąsła, jest sporo śliny, wkładanie wszystkiego do buzi, a zębów nadal brak. Zużyliśmy już prawie całą tubkę żelu na dziąsła, przekonani, że przecież najpóźniej jutro wyjdą. Z tego wszystkiego przydarzyła nam się też jedna noc z katarem i podwyższoną temperaturą u Basi. Bardzo nie panikowaliśmy, ale Basia nie mogła zasnąć przez jakieś 2 godziny. W końcu się ugięliśmy "uśpimy ją na rękach". Przecież tyle się słyszy, że jak dziecko nie może zasnąć to je rodzice usypiają na rękach. Nasze nigdy tak nie usnęły, od początku śpią tylko i wyłącznie w łóżeczku. Najpierw ja próbowałam, potem Q. Nic z tego nasze dzieci nie potrafią zasypiać na rękach!
Basia w końcu usnęła, a my uznaliśmy, że te nasze Kluchy na prawdę są cudaki :)
A tak serio to duma mnie rozpiera, że potrafią same zasypiać bo wiem, że może i są wyjątkowo spokojne i ułożone, ale wiem też, że to właśnie nasza praca. Nie raz trzeba było do nich wstawać po 30 razy, ale się nie ugięliśmy i nie braliśmy ich do łóżka. Uspokajaliśmy, ale zostawały "u siebie".
Wiem, że zwolennicy rodzicielstwa bliskości zaraz nazwą mnie wyrodnym rodzicem, ale nie uważam, żeby moim dzieciom brakowało bliskości. A już na pewno nie dlatego, że śpią same w łóżeczkach. Poza tym bardzo lubią w nich drzemać nawet w ciągu dnia.
Wyznaję teorię, że dziecko które całe życie je pasztet, samo z siebie nie zapragnie nagle czekolady. Tak samo z dziećmi które zawsze śpią same w łóżeczkach. I nie bardzo chcę wierzyć, że dziecko "nie chciało spać w łóżeczku" tak samo z siebie. Ale może się nie znam, bo co ja mogę wiedzieć po pół roku z dwójką dzieci :P
I tak zgadza się, to tylko i wyłącznie moja osobista opinia.
Mam tylko nadzieję, że z całą resztą też pójdzie łatwo! (Patrz używanie nocnika, odzwyczajanie od smoczka, ściąganie wszystkiego ze stołu, wymuszanie płaczem, itd. )